Dokładnie dziś – 13 października 2020 r. - mija 76 rocznica pacyfikacji Hali Malinowej w Sidzinie. W czasie II wojny światowej osiedle Maliny było zapleczem dla oddziałów partyzanckich. Niemcy, by zlikwidować ich zaplecze, dokonali pacyfikacji osiedla Malinowo, na którym spalili wszystkie domy.
16 października 1983 r. na Polanie Malinowej poświęcono murowaną kapliczkę, nazywaną Kapliczką Matki Boskiej AK-owskiej. Poniżej kapliczki w murowanej grocie znajduje się wizerunek Matki Bożej, tabliczki z nazwiskami i pseudonimami partyzantów oraz wiersz patriotyczny. Co roku, na ołtarzu polowym, odprawiana jest tutaj msza święta za Ojczyznę. W tym roku miała ona miejsce 13 września. W październiku 2019 roku zmarła ostatnia mieszkanka osiedla „u Maliny” śp. Helena Basiura.
Rocznica pacyfikacji Hali Malinowej jest okazją, by przywołać w pamięci zapomnianą mieszkankę Sidziny – Katarzynę Kaczmarczyk – nazywaną Ciotką Kaśką. (A.N.)
„CIOTKA KAŚKA Z JESIONKI”
Byli, są i będą wśród nas ludzie nierzucający się w oczy, skromni, często wyśmiewani, biedni, ale wielkiego serca. Dziś istnieje moda na pokazywanie ludzi sukcesu, bogatych, ważnych, głośnych celebrytów. Odmieniec, przeciętniak, nie wart jest uwagi. Mimo wszystko chcę przypomnieć już dawno zapomnianą, żyjącą daleko od ludzi, przez ludzi krzywdzoną, kobietę wielkiego serca i miłości bliźniego.
Nieopodal Polany Malinowej w Sidzinie jest niewielka polanka zwana Jesionką. Na tej polance przed wojną osiedlili się rodzice Katarzyny Kaczmarczyk, znanej bardziej jako „Ciotka Kaśka”. Katarzyna urodziła się 16 września 1889 roku. Rodzice, Józef Kaczmarczyk i Wiktoria Drobinoga, za zarobione pieniądze za służbę u bogatego gospodarza w Skawicy zakupili kawałek ziemi na odludnej polanie Jesionka w Sidzinie i postawili nieduży domek. Józef Kaczmarczyk wykarczował drzewa, by uzyskać ziemię pod uprawy. Ledwo się tam urządzili, rodzinę spotkało nieszczęście. Ojciec Katarzyny został śmiertelnie pobodzony przez byka. Wkrótce zmarła również matka. Katarzyna została sama na skrawku ziemi skąd roztaczał się wspaniały widok na Tatry... i niebo.
Wybuchła II wojna światowa kiedy Kaśka miała 50 lat. Do jesieni 1944 roku wojna toczyła się obok niej - jej nie dotyczyła. Wszystko uległo zmianie gdy w lecie 1944 roku zjawili się u Malin i w sąsiedztwie partyzanci polscy i radzieccy. Życie na polanach przestało być spokojne i bezpieczne.
Jesienią 1944 roku partyzanci radzieccy przynieśli do domu Kaśki rannego kolegę Mikołaja Matwiejewa, zlecając jej nad nim opiekę. Ze szpitala w Bystrej sprowadzili lekarza doktora Stefana Walskiego, który udzielił mu pierwszej pomocy, zostawił środki opatrunkowe i lekarstwa. „Ciotka Kaśka” została pielęgniarką rannego. Opiekowała się nim jak potrafiła najlepiej. Kiedy 13 października 1944 roku hitlerowcy rozpoczęli palenie zabudowań u Malin, „Ciotka Kaśka”, w trosce o rannego wyniosła go do gęstego młodnika i przykryła cetyną. Gdy wróciła do domu, Niemcy dom już podpalili. Nie zdążyła z niego nic wynieść, uciekła do wsi. Kiedy Niemcy opuścili polany sidzińskie, powrócili partyzanci radzieccy, odszukali swego kolegę, który dzięki „Ciotce Kaśce” ocalał. Nigdy się już nie spotkali, mimo, że Kaśka pragnęła poznać jego dalsze losy, a z pewnością on też chciałby spotkać swoją opiekunkę.
Po zakończeniu działań wojennych „Ciotka Kaśka” powróciła na swą Jesionkę. Postawiła swój dom obok gruszy pękniętej od żaru jej domu, spalonego przez Niemców.
Nie cieszyła się nowym domem zbyt długo, bowiem jakiś „niedobry człowiek” podpalił go. Powróciła znów do wsi, ale tu nie mogła znaleźć dla siebie miejsca do życia. Dzięki dobrym ludziom od Jarominów, Migasów i Basiurów od Malin, wkrótce mogła powrócić do „umiłowanej Jesionki”. Niestety znów nie na długo. Kiedy udała się po zakupy do sklepu na Juszczyńskich Polanach, zostawiła w piecu ogień i kiedy powróciła dom już spłonął. Znów przygarnęli ją dobrzy ludzie z Sidziny. Po raz czwarty pomogli wybudować jej dom, w którym mieszkała razem z krówką, psem „Nero” i kotami, a i to też niedługo. Krowę musiała oddać „w nojem”, bo nie miała co jej dawać jeść, koty zabrali ludzie, a psa zastrzelił myśliwy, by nie polował po lesie. Utratę wiernego psa przeżyła boleśnie, co również odczuwały dzieci przyjeżdżające na wczasy do domu wczasów dziecięcych, które wraz z wychowawcami Janem Tokarczykiem „Bartkiem”, Adamem Samkiem, Danutą Walską, Misią Maciaszek i innymi wychowawcami byli radośnie witani przez wiernego przyjaciela „Nero” gdy odwiedzali „Ciotkę Kaśkę”. Zapomnieli o niej ci, którzy korzystali z jej gościny w czasie wojny, natomiast wychowawcy PDWD z wraz z wychowankami na miarę swych możliwości nieśli jej pomoc żywnościową i umilali czas rozmowami. Od czasu do czasu wstępowali również nauczyciele z uczniami ze szkoły podstawowej nr 1 w Sidzinie. Przy okazji uczniowie poznawali trudy i znoje mieszkańców wsi i uczyli się szacunku do ludzi prostych, dzielnych i upartych, czego przykładem była „Ciotka Kaśka”. Gromadzka Rada Narodowa w Bystrej przydzieliła jej zapomogę pieniężną. Pieniądze skrzętnie chowała w piwnicy, ale znalazł się złodziej, który ją okradł. W roku 1970 został jej przyznany „Medal Zwycięstwa i Wolności 1945”. Ostatnim jej opiekunem, kiedy już leżała sparaliżowana, był sąsiad od Malin, Józef Basiura. Zmarła 26 maja 1972 roku i spoczęła na cmentarzu w Sidzinie. Po śmierci uznana została za żołnierza AK.
Rok 1968 odwiedziny „Ciotki Kaśki”(w oknie) przez uczniów ze szkoły w Sidzinie pod opieką nauczycieli Ireny Hasior, Antoniego Maja podczas akcji sadzenia lasu (leśniczy inż. Wełna obok okna Kaśki, z torbą siedzi gajowy Józef Mrózek.
Tadeusz Uczniak